sobota, 17 grudnia 2011

Odcinek 4

Oxala właśnie zakładała na swoje szczupłe nogi jej ukochane, czarne szpilki zdobione różnokolorowymi cekinami. Szykowała się do wyjścia. Wybiła godzina dziewiąta, czyli już była spóźniona. Pracowała ona w Domu Starców jako opiekunka. Lubiła ową pracę ze względu na zacisze miejsca, dostatek leków i swoje dobre kontakty z podopiecznymi. Nie chciała przyjmować za to wynagrodzenia, gdyż miała wystarczająco dużo dochodów i funduszy. Z resztą, i tak już nie miała co robić z forsą. Ostatnio nawet postanowiła, iż będzie się podcierała setkami w papierku, no bo przecież wszystko trzeba robić w dobrym stylu. Uporała się w końcu z małym, cienkim paseczkiem okalającym buty, zarzuciła na siebie przewiewny sweter i wyszła, zapominając o spodniach. Jakoś niespecjalnie przejmowała się czasem, bo szła sobie wolniutko asfaltowym chodnikiem. Była zamyślona. W głowie kłębiło jej się pełno niepoukładanych myśli, problemów. Ale zdecydowanie największym z nich była ciągle rosnąca kopa brudnych majtek, na którą nie umiała znaleźć dobrego sposobu. Nie posiadała bowiem pralki. Miała dylemat – oddać je do pralni i poświęcić swoje nogi czy wyprać ręcznie i z kolei poświęcić swoje paznokcie na definitywny rozłam? Była również trzecia opcja, ale jej nie brała w ogóle pod uwagę. Mogła je po prostu wyrzucić, ale że jest bardzo sentymentalna to tego z pewnością nie zrobi, gdyż każda para symbolizowała jedną jej dotychczasową partnerkę bądź partnera. Zmieniała ich ona jak majtki – codziennie miała kogoś innego. Dlatego z każdą sztuką wiązały się inne doznania, wspomnienia. Chyba nie było dnia, żeby Oxala nie odbyła stosunku płciowego z kobietą lub mężczyzną. Atakowała ją również myśl na temat dzisiejszego wieczoru albowiem nie miała żadnych, ale to żadnych planów, co było niesłychane. Musiała jak najszybciej zadzwonić do brata i poprosić go o załatwienie kogoś odpowiedniego, gdyż miał on duże znajomości. Jednakże jeśli by ją zawiódł – miała plan B. W Domu Starców znajdowała się pewna, tajemnicza pensjonariuszka w dość podeszłym wieku, choć na swój wiek była całkiem, całkiem. Zawsze to właśnie ją można zaprosić na mały numerek. Choć jej skóra nie pachniała wspaniale, a między zębami widniały jeszcze ślady wczorajszej kolacji.
Wtargnęła do budynku i natychmiast naciągnęła na siebie specyficzny fartuch, który wcale nie wyglądał jak fartuch. W rzeczywistości była to kusa a’la sukienka z wywalonym dekoltem po cyc. Jednakże właścicielka owego miejsca, uznała, że w końcu starszym osobom też należy się jakaś rozrywka. Udała się po wszystkich pokojach i porozdzielała seniorom mieszanki leków, które sama sporządziła. Wielbiła eksperymenty, ale nie obawiała się o zdrowie pacjentów. Wiedziała, że żadne z podanych leków nie mogą doprowadzić do większego uszkodzenia czy śmierci. Czasem wręcz pomagały i zwiększały aktywność fizyczną i seksualną. Nadeszła kolej na jej ukochaną pacjentkę, Eugenionę. Świetnie się rozumiały, mogły pogadać na każdy temat, na przykład – jak sadzić kukurydzę bądź wkładać tampony. Szczególnie dbała o kobietę i od razu po wejściu do pokoju, na twarzach obu kobiet pojawił się uśmiech.
- Witam moją ukochaną pielęgniarkę.
- Nie schlebiaj mi, dobrze wiesz, że jeszcze nie zdałam kursu. –uśmiechała się odsłaniając białe uzębienie.
- Mów słoneczko, jak ci się powodzi?
- Nic specjalnego. Napotkałam na wspaniały salon kosmetyczny, w którym wykonują idealnie depilację.
- Ja się cieszę, że wreszcie kotku zaczęłaś dbać o siebie. - na twarzy staruszki pojawił się szalony uśmiech - mogę zobaczyć?
- Nie ma sprawy – z niewinną minką podciągnęła kuse nakrycie górnej części ubrania.
- Jesteś aż tak gorąca, że mogłabyś mieć u stóp każdego faceta.
- Dobrze wiesz, że prawdopodobnie jestem biseksualna z naciskiem na homo. - wstała naburmuszona i wyszła.
Po obiedzie składającym się z dużego kawałka pizzy i kilku frytek Oxala postanowiła rozruszać staruszków, włączyła melodyjną muzykę, najprawdopodobniej salsę i porwała na jej oko, nieco za młodego jak na dom starców mężczyznę, ale szybko przypomniała sobie podsłuchaną rozmowę właścicielki. ''Każdy facet przed 50 jest tu dla mojej rozkoszy''. Acha, a więc właścicielka miała jakieś swoje podteksty i korzyści w tym wszystkim.
- Ja w pani wieku to śmigałem po parkiecie, aż iskry leciały. Powinna pani poćwiczyć. – powiedział mężczyzna.
No pięknie, dziś chyba jest jej najgorszy dzień w życiu. Z twarzy biedactwa nie znikał grymas złości.
- Jest pan bardzo niekulturalny. Ja w pana wieku nie baraszkowałabym z dyrektorką tylko zajmowała miejsce dla potrzebujących ludzi. – dumna z siebie Oxala wyrwała się z objęć niemiłego osobnika i zmieniła partnera na jeżdżącego na wózku inwalidzkim. Pensjonariuszom z pewnością wyszła na zdrowie taka rozrywka, choć dwójka z nich wylądowała w szpitalu. Ale, ale – z pewnością nie z powodu tańców lecz miało to zupełnie inne dno (domyślacie się jakie?). Ostry stosunek już tym ludziom nie służy, chyba że chodzi o Eugenionę, kobietę pełną testosteronu i seksapilu.
Wychodząc z pracy zadzwoniła do brata.
- Słonko, jesteś mi dziś bardzo potrzebny.
- Oxalo, moja najdroższa, zawsze i wszędzie na twoje wezwanie. W czym ci jestem potrzebny? Brakuje ci mężczyzn i ciepła jakie daję?
- Na razie nie braciszku, choć w sumie salsa nazywana jest.. – zarumieniła się, myślała o.. może lepiej nie mówić, żeby nie zniszczyć jej reputacji jako L-ki.
- Oj, nie wstydź się mówić o tańcu namiętności. – dopowiedział Arael.
- Dobrze, krupciu. To do zobaczenia u mnie z wygodnymi butami.
Udała się do supermarketu, zakupiła osiem butelek czerwonego, taniego wina wiśniowego. Do koszyka wrzuciła kilka torebek ekspresowych zupek (z pewnością dietetyczne). Udawszy się do domu wyrzuciła cztery worki bielizny, gdyż postanowiła jednak pozbyć się zbędnych majtek i żeby nie robić sobie kłopotu na przyszłość – w ogóle ich nie nosić. Zalała zupki i położyła je na przystrojonym stole, wszystkie meble zgarnęła w prawy kąt pomieszczenia robiąc miejsce na prowizoryczny parkiet. Umyła się i stanęła naga przed lustrem.
- Piękna twarz, proporcjonalne ciało, zadbane włosy i jestem sama. Po co ja jeszcze zażywałam  tabletki antykoncepcyjne, no po co?
Ubrała się w czerwoną sukienkę w ogromnym wcięciem na plecach, czerwone szpilki, już miała naciągnąć majtki, ale w końcu wyrzuciła je przez okno. Spadające stringi zaplątały się w kota, który spał na workach z bielizną. Czekała dwie godziny, aż w końcu usłyszała klucz w zamku. W drzwiach ukazał się Arael.
- Witaj najwspanialsza – uścisnął siostrę i podał jej mlecza, zerwanego po drodze. Zrzucił płaszcz, pod którym znajdował się strój pszczółki.
- Gustowne ubranko. – odezwała się kobieta.
- Chciałem zademonstrować jak potrafię nieźle użądlić.
Użądlić? Co on mówi? Z pewnością się stresuje biedaczysko, powinnam go rozruszać. – pomyślała Oxala.
- Tak więc zabieramy się do ćwiczeń, skowronku. – chwycił ją za talię i odepchnął do tyłu.
- Uwielbiam jak przechodzisz do konkretów, braciszku.
Uśmiechnął się szyderczo i rozluźnił uścisk. Jego ręka spoczęła na jej krągłym pośladku. Wprost uwielbiał czuć pod sobą jej skórę. Kochał ją jak jasna cholera. Zatoczył koło i wymierzył jej klapsa.
- Ej, maczo. Czy czasem nie na zbyt dużo sobie pozwalasz? – wywinęła się z jego uścisku. Z wielką gracją włączyła muzykę i podała bratu kieliszek wina.
- Widzę Oxalo, iż przygotowałaś się na moje przyjście – zmierzył wzrokiem przygotowany posiłek na udekorowanym stole.
- Powinnam coś ugotować, ale wiesz jak to ze mną jest.
- Dobrze, to tyle z formalnych spraw, zaczynamy salsę, prawdziwy taniec namiętności.
Zabrali się do tańca, który wcale nie wyglądał jak taniec. Cóż, początki zawsze są trudne. Partnerzy ciągle potykali się o swoje nogi więc jak na razie wyglądało to na potańcówkę łamag. Arael cały czas szukał wymówki, by się zbliżyć do siostry. Jego miłość do niej była chora, lecz on nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie był w stanie sobie tego uświadomić. Bynajmniej dlatego, że nie był w pełni zdrowy umysłowo. Oxala również nie brała na poważnie jego „zalotów” i zachowania. Myślała, że to zwykły przejaw czułości brata. Jednakże jej tok myślenia zmienił się, gdy Arael pocałował ją, co nastąpiło w tejże chwili. Gwałtownie ją do siebie przyciągnął, sięgnął swoimi ustami jej ust, skorzystał z zaskoczenia dziewczyny i maksymalnie wykorzystał sytuację. W jej odczuciu jego usta wydały się gorzkie, szorstkie, nasączone czymś niesmacznym. Szybko otrzeźwiała i wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Zostawiła go na środku pokoju. Normalnie zastanawiałaby się czy jej majątek zostanie nienaruszony, lecz obecnie jej myśli krążyły wokół strasznego grzechu, jakiego się dopuściła. - Głupia, głupia. –  powtarzała kręcąc się po mieście, aż w końcu dotarła pod metalowe wrota. Jedynie one oddzielały ją od sanktuarium spokoju – kościoła. Brama była cała obrośnięta dzikimi różami. Nie myśląc wiele starała się wdrapać i przeskoczyć przeszkodę. Kilka prób nie wyszło, potargała swoją sukienkę, z dopasowanego materiału pozostały strzępki, które bardziej przypominały kostium Tarzana, niż wieczorową kreację. Po kilku następnych podejściach w końcu jej się udało. Wylądowała na zielonej, miękkiej trawce skropionej rosą. Leżała tak przez dłuższą chwilę, rozmyślała o Araelu, wspominała miłe chwile, ich wspólne wypady do kina na „Zmierzch”, remont jego pokoju, tapetę z Edwardem, wspaniałym i bardzo ekscytującym wydarzenie była także wizyta w salonie tatuażu. Zerknęła na swoje udo, było całe umazane ziemią i krwią, jednak pod tym brudem można było dostrzec japoński tatuaż oznaczający brak miłości. Myślała, aż w końcu jakaś siła zdecydowała, że wstała. Otrzepała się z ziemi i ruszyła w stronę budynku. Kościół ten został zbudowany z pewnością dawno temu, a ludzie niezmiernie rzadko odwiedzają to miejsce. Była tu już przed kilku laty na spóźnioną spowiedź. W pełni była przekonana, iż z powodu zaistniałej sytuacji z bratem teraz również byłaby właściwa. Pewnym krokiem weszła do środka, pomieszczenie było ciemne choć wokół ołtarza tańczyły wesoło płomyki kilkudziesięciu świec, wytężyła wzrok. W szóstej ławce od końca siedziała postać. Szczupła, choć siedziała można było ustalić, że dość wysoka, w czarnym stroju i z kapturem na głowie. Z początku lekko drgnęła ze stresu lecz po chwili wpatrywania się w zakapturzoną postać jej ciało ogarnął święty spokój, zapomniała o strasznym wydarzeniu dzisiejszego wieczoru. Postać wstała, zgrabnie zsunęła kaptur. Śliczna twarz, zgrabny nos, gęste rzęsy, jasne włosy spięte w niechlujny koński ogon. Oxala z trudem nakłoniła swoje biodra do ruchu. Schyliła się udając, że wiąże buta choć w rzeczywistości miała na sobie czarne szpilki. Uniosła do góry swoje intensywnie zielone oczy i ich spojrzenia się spotkały. Patrzyły, odkrywały swoje wnętrze. Piękna kobieta włożyła rękę do kieszeni na piersi i niby przez przypadek upuściła drobną karteczkę, która wiła się chwilę w powietrzu aby po chwili opaść na drewnianą posadzkę. Taktowna dama puściła oczko do Oxali, odwróciła się na pięcie po czym z gracją wymaszerowała z kaplicy. Chwile się zastanawiając i analizując sytuację, w końcu podeszła i podniosła świstek.
„Rabe Millori
Właściciel – firma produkująca podpaski, pamperso-majtki i penisochrony, Tamponik.
Tel: 782114209”
- Wizytówka. Ciekawe. Cóż, Rabe, Rabe, Rabe – bardzo ładne imię, jak sama właścicielka. Zaraz, zaraz. Wróć. O czym ja myślę? Czyżbym naprawdę interesowała się kobietą? Nie. Nie wiem. – zadręczała się.
Nie przyszła tu po to, żeby prowadzić wewnętrzne monologi. Otrząsnęła się. Udała się do konfesjonału i uklękła, mówiąc:
- Dzień dobry.. Bo ja przyszłam powiedzieć, te, no, grzechy. W sensie, że.. wyspowiadać się, tak?
- Nie „dzień dobry”, lecz „szczęść Boże”, moje dziecko. Słucham cię, zagubiona owieczko.
- Zgrzeszyłam.
- Tak, domyślam się. Jakim czynem, kochanie?
- Mm.. bo mój brat i ja.. – nie wiedziała jak to ubrać w słowa – my, my, to znaczy on.., och, pocałował mnie! – wykrztusiła przez łzy i chrypkę.
- Moje dziecko, skoro to on cię pocałował, a ty tego nie chciałaś, to już nie twoja wina. – przemilczała fakt, że może nie do końca nie chciała „tego”. – Bóg odpuszcza ci grzechy.
- Dziękuję, ale to nie wszystko.
Dziewczyna powiedziała to, co miała do powiedzenia. Wcześniej nikomu się do tego nie przyznawała, lecz teraz coś w niej pękło. Musiała powiedzieć to osobie, która ma w tym doświadczenie.
- Widujesz anioły, córko? – zdumiał się, gdy mu o tym wspomniała.
- Tak, ojcze.
- Anioły są nosicielami nowin. Czy coś ci przekazały?
- Wyjawiły dlaczego stoją za człowiekiem, a nie za nim.
- Tak?
- Bo łatwiej jest im kopać drania w tyłek niż ciągnąć za sobą całe życie.
- Fantazje, córko, fantazje.
- Powtarzam co usłyszałam.
Odeszła. Z początku ksiądz był zadowolony z czystości jej spowiedzi, lecz później wydał się lekko zszokowany. Cóż, bynajmniej nie codziennie słyszy się takie wiadomości.
Wyszła ze świątyni, maczając palce w wodzie i robiąc dziwaczny znak krzyża.
Zamknęła za sobą ogromne, drewniane drzwi, które były już spróchniałe z ulewnych deszczy, które w tych okolicach zdarzały się dość często.
Na jej twarz momentalnie padły intensywne promienie słoneczne, które w pierwszej poraziły przedstawicielkę płci żeńskiej. Miała zamiar udać się na odprężające zakupy do nowo wybudowanej galerii handlowej, znajdującej się tuż na rogu. Ruszyła ulicą wzdłuż rozciągającego się, idealnie ostrzyżonego trawnika. Już po chwili znalazła się przed wielkim, oszklonym budynkiem. Był obszerny z mnóstwem okien, lecz prawie nie było ich widać, wszędzie były porozwieszane reklamy, promujące dany sklep, mający swe miejsce w galerii. Weszła przez rozsuwane drzwi i ukazały się jej oczom miliony ludzi urzędujących w sklepach. Oxala nie lubiła tłumów, ale czego się nie robi żeby nabyć jakiś uroczy stanik czy krótką bluzkę?
***
Wróciła do domu po wyczerpujących zakupach, kompletnie zapominając o bracie i poznanej kobiecie. Czyż nie taki był cel zakupów? Zakupy są lekarstwem na wszystko. Rzuciła torby przy komodzie w przedpokoju, poczłapała do salonu i padła na kanapę. Nie zastanawiając się nad niczym, zrzuciła buty z nóg i przyjęła dogodną pozycję, natychmiast zasypiając. Śniła o niebieskich migdałach, czyt. „kościelnej kobiecie”.


wtorek, 19 lipca 2011

Odcinek 3

Krótki, ale jest.
~~

- Panie prezydencie, panie prezydencie! – rozległ się rozpaczliwy wrzask sierżanta nocnej zmiany. - Proszę się natychmiast zatrzymać! Pan wygląda nieetycznie. 
Pan prezydent wybiegł z sypialni w samych majtkach na głowie. Z pewnością pani Helenka monitorująca cały budynek miała uciechę. Przed kilkoma laty miała możliwość zostać jego małżonką, ale z powodów religijnych, w które nie będziemy się zagłębiać, do ślubu nie doszło.
Drzwi apartamentu pozostały szeroko otwarte. Na czerwonym łóżku, w kształcie ogromnego anatomicznego serca leżała skulona i trzęsąca się naga dama. Do uszu przywódcy państwa docierały jeszcze dźwięki miłosnych doznań małżonki oraz nieznanego stworzenia. Może i był niezmiernie wystraszony, ale również spełniony. Tak wspaniałej nocy - wykluczając pojawienie się owej zjawy, nie miał od czasu związku z Heleną. Stał w świetle księżyca, nie miał na sobie nic, wiatr przemierzał wszystkie części jego ciała i falował włosami na klacie.
Pstryk, pstryk i błysk fleszy. Prezydent zasłonił twarz, a fotograf i tak skupił się na zupełnie innym miejscu.
- Panie prezydencie, och, och. – zdyszany strażnik wbiegł na dach i rzucił się na swojego pracodawcę zakrywając go swoim ciałem. Fotograf znów zrobił zdjęcie i rozpłyną się tak szybko jak się pojawił.
- Złaź ze mnie, zboczeńcu. – rzekł rozwścieczony prezydent.
- Już, jak pan sobie życzy, choć powiem szczerze, iż jest mi bardzo wygodnie.
- Złaź i nie przeginaj struny, mam na dzisiejszą noc już dość tego typu przygód.
Ochroniarz posłusznie zszedł z jego ciała, zamknął oczy i podał prezydentowi swoją marynarkę. Owinął ją mu wokół talii, zakrywając jego okazałości. Następnie posłusznie ruszył za prezydentem.

~~

- Stary, nie wiedziałem, że z ciebie taki gagatek. Dobra praca, porządna rodzina, a ty takie numerki z naszym pracodawcą.. no wiecie co? Poleciał chłopak, poleciał. Po całej linii. – mruknął strażnik dziennej zmiany, rzucając gazetkę na stolik zastawiony wczorajszym fast-foodem.
Nasz kraj schodzi na psy, a raczej na geje. Ludność zamieszkująca nasze państwo powinna zastanowić się nad kupnem nowego domu. Skandal, jaki miał miejsce wczorajszej nocy, naraził Pana prezydenta na utratę obecnego stanowiska. Najprawdopodobniej doczekamy się spektakularnego rozwodu pary prezydenckiej. Żona z pewnością nie zniesie zdrady męża z podrzędnym zjadaczem chleba, strażnikiem. (…)”
Gazeta wylądowała w ogniu kominka.
- Zwykłe brednie! Ja mam męża, nie zdradziłem go od czasów kandydatury Busza! – wywrzeszczał bohater wczorajszego zajścia.
- Najdroższy, zapomniałeś doczytać fragmentu wypowiedzi o zjawisku paranormalnym. Prezydent wypowiada się o spotkaniu z seksualną istotą. Ach, jak ja wspominam te jego fantazje. – wtrąciła się panna Helena, po czym udała się w dolinę swoich wspomnień.
- Plusem w tej całej sytuacji jest wyjawienie mojej orientacji. – dodał jeszcze strażnik.



W tym samym czasie z sypialni prezydenta wydobywały się jednoznaczne dźwięki. Pani prezydentowa ze szklanką przy drzwiach  przysłuchiwała się im.
- Witam, wielebna damo! W czym mogę pomóc? – wywrzeszczała jedna z pokojówek, gdy zauważyła prezydentową. Na dźwięk jej głosu szklanka została upuszczona.
- Co żeś zrobiła?! Rysuje się przez ciebie ta piękna, cudowna podłoga! Wstyd i hańba. - naburmuszona pierwsza dama pchnęła drzwi sypialni i rzuciła wyzywające spojrzenie.
- Czy ja ci w czymś przeszkadzam, ogóreczku? - zwróciła się do małżonka.
- Daj spokój, brzoskwinko. Duchy są nieszkodliwe. Chcą się tylko napatrzeć, a już w szczególności Guede.
- Och, co za wspaniała wiadomość, kalafiorku. Czy to znaczy, że będę mogła się przyłączyć?
- Oczywiście, tylko skończmy z tym klubem miłośników warzyw, misiaczku.
„Takie zakończenia dnia to ja wprost ubóstwiam, jeżeli posiadałbym ciało, nakręciłbym wszystko i wzbogacał gdzieś na dalekim końcu Grenlandii, łowiąc wieloryby” – pomyślał duch.




wtorek, 28 czerwca 2011

Odcinek 2

Po dłuższym namyśle, niezmiernie podniecony spotkaniem pięknej, postanowił pochwalić się przyjacielowi. Sytuacja przebywania sam na sam z gatunkiem płci przeciwnej zdarzała mu się bardzo rzadko.
Spotkali się na dachu ratusza. Jego towarzysz z pewnością domyślił się tematu rozmowy i wyposażył się w pokaźny zapas cytryn (tak, tak, z pewnością nie wiecie po co). Baron Samedi stojący w lekkim rozkroku, ubrany w skórzaną kurtkę, czarne spodnie i uszytą na zamówienie u Prady, czerwoną, jedwabną koszulę, opierał się nonszalancko o kij do baseballu. Jak zwykle wyglądał uroczo. Jego kasztanowe włosy były rozwiewane przez wiatr, co jeszcze dodawało mu urody. Uriel sam nie wiedział dlaczego do cholerci zwraca uwagę na jego wygląd? Przecież jest całkowitym heterowcem! A może nie?
- Czyżbyś miał ochotę zwrócić się do mnie na długo spóźnioną spowiedź? – odezwał się Samedi, lekko onieśmielony wzrokiem przyjaciela.
- Tak, tak, a od kiedy to my popełniamy grzechy? – podszedł bliżej niego i wyrwał mu kij, a biedactwo tak się zdziwiło, że omal nie upadło.
- Hej, gryzipiórku! Mówię do ciebie! Kazałem i prosiłem cię, abyś nie próbował mnie uszkodzić. Wiesz czym grozi upadek z tak dużej wysokości?
- Czyżby utratą silikonowych wkładek napośladkowych? – odpowiedział z ironią jego towarzysz, uniósł kij, podrzucił cytrynę i wycelował w najdalszy punkt na niebie.
- Drwij ze mnie, proszę bardzo, drwij. To nie ty zakochałeś się w lesbijce i nie nosisz silikonowych wkładek na rozkaz 97 letniej kochanki.
Paradoksem ich znajomości jest jego intymna znajomość z podopieczną Uriela.
- Wiesz, stary, chyba dołączę do twojego klubu zakochanych. – z niewinnym uśmiechem podał mu kij.
- Ty, dobre sobie. Lepiej zostań gejem, bo drugi gej tak szybko trzeciego geja nie znajdzie. - zaśmiał się przeczesując palcami włosy niesfornie opadające na twarz.
- Czy ty coś sugerujesz? Może to jest propozycja? – mówiąc to, uśmiechnął się zalotnie. Baron delikatnie się zarumienił, jednak szybko zatuszował to sarkastycznym, zidiociałym śmiechem.
Czasem Uriel miewał ochotę posłania tego idioty na księżyc, ale w końcu trzeźwieje i dochodzi do wniosku, że to jednak wspaniały kompan.
- Baronie, poznałem dziewczynę. Dziewczynę, rozumiesz? Brak rozstępów, zapachu starości, zwinną, zgrabną, a jej figura sprawia, że mam chęć złamać śluby czystości i porzucić swoje brzemię jakim jest prawictwo. - rozmarzył się.
- Chwila, o ile pamiętam, a z pewnością pamiętam dokładnie, to straciłeś je we wrześniu 1980, podczas przerwy w prezentacji tabletek antykoncepcyjnych w..
- Byłem naćpany więc się nie liczy – przerwał wręcz w brutalny sposób. Odebrał kij i z wielką koncentracją skierował cytrynowy pocisk w latarnie. Chybił.
- A więc co wiesz o tej dziewczynie?
Co wiedział? Świetna, ponętna, inteligentna, zajmuje się prostytucją. Zdał sobie jednak sprawę, że tą wiadomością nie podzieli się z Samedim. Z pewnością zapytał by o numer telefonu. Wraz z Eugenioną niedawno postanowili urozmaicić swoje „życie” i poszukują chętnej partnerki do ich związku.
Nagle go olśniło. Włożył rękę do tylnej kieszeni spodni, zebrał w garść całą jej zawartość i wsunął sobie pod nos. Baron obserwował go z uwagą, przez moment miał rozchylone usta, co dodało jego twarzy jeszcze więcej uroku. - Opanuj się, Uriel, nie jesteś gejem – powtarzał sobie. Na jego ręce pośród gumy, listy zakupów, trzech tabletek Depo Provera, odnalazł czterokrotnie zgięty kartonik koloru różowego. Sekundę później karteczka zniknęła im z pola widzenia.
- Ach, widzę, że mój kochany przyjaciel po kilkunastu latach wreszcie może zapisać w pamięci numer telefonu należący do kobiety. Brawo! Czy należy on do wybranki twojego prawictwa? - rzucił sarkastycznym tonem.
Nadszedł taki moment, że Uriel zamiast cytryny, miał ochotę użyć głowy kumpla. Na jego szczęście szybciej w rękę wpadł mu żółty owoc, który poszybował wprost na siedzącego nieopodal gołębia. - Wstrętny gad, to znaczy ptak, z pewnością podsłuchiwał naszą rozmowę – powiedział w myślach.
- Powinieneś zadzwonić do niej jutro, zaprosić na obiad do drogiej restauracji. Ja proponuję ci „Imbir”. Z moją Eugenioną ciągle tam jadamy. – powiedział Baron, gdy Uriel nie odpowiedział mu na wcześniejsze pytanie.
- O ile pamiętam to nie powinniśmy wchodzić na tematy zawodowe mojej pracy. A tak poza tym to Amitiela nie wygląda na kobietę, którą zaprasza się do restauracji, z pewnością wystarczy McDonald.
- Wybacz. A jak wygląda ta twoja piękność? – przejął kij i wypuścił kilka cytryn w otchłań nocy.
- Wybaczam ci. - już miał odpowiedzieć na zadane pytanie, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonka telefonu, którym była piosenka „Baby, baby” Justina Biebera. - Ech, tę melodię ma ustawioną, gdy dzwoni do niego Eugeniona. Sobie znalazła odpowiedni moment, gdy akurat miałem wygłosić mowę o urodzie mojej lubej. – pomyślał i zrobił "dziubek" ze swoich ust. Ze zmieniającej się miny anioła, wywnioskował, że dziś raczej do niczego już mu się nie przyda. Wielkim przeżyciem stało się dla Barona podziwianie miesiączki 97-latki. Właśnie o takim zdarzeniu został powiadomiony.
W niewiarygodnie szybkim tempie wstał, podszedł do Uriela i delikatnie go pocałował w policzek, na chwilę zatrzymując twarz blisko jego twarzy. Jednak chwila minęła, a on sam się ulotnił jak powietrze.
- Ej, a właściwie to od kiedy ty mnie całujesz na pożegnanie? – zapytał chyba raczej sam siebie, gdy wyrwał się z zamyślenia. Nie doczekał się odpowiedzi, bo Barona już dawno nie było.


~~


Zaparkował samochód i wszedł do domu. Zapalił światło, które przy pierwszej styczności lekko go poraziło i zmrużył oczy. Rozejrzał się po mieszkaniu. Wszystko było na swoim miejscu, jak zostawił tak zastał. Dom był stosunkowo niewielki i skromnie urządzony, mieściły się w nim dwa pokoje, łazienka, kuchnia oraz mały przedsionek. W chwili obecnej stał u progu swego pokoju, w którym panował niesamowity bałagan. Ledwo co można było dojrzeć podłogę, gdyż pokryta ona była brudnymi ciuchami – w szczególności pozwijanymi skarpetkami, butami, zepsutym jedzeniem, różnorakimi zapiskami na kartkach papieru. Nie miał łóżka, lecz puchowy materac, na którym była niechlujnie zwinięta pościel. Na przeciwko drzwi było małe okno, a obok, zgrabne biurko. Znajdowało się na nim wiele dziwnych, niepotrzebnych rzeczy, między innymi – ogryzek z jabłka, wypisane długopisy, puszka po Sprite i co najdziwniejsze, noktowizor. Po co, do jasnej anielki potrzebne mu było urządzenie do widzenia w ciemności? Cóż, wygląda na to, że nasz kochany właściciel mieszkania jest niezłym bałaganiarzem, który lubi „chomikować” wszystko co się da. Gdzieś tam, wśród tego „artystycznego nieładu” znajdowała się też lampka spowita dość grubą warstwą kurzu, która chyba i tak miała wyczerpane baterie. Ściany były koloru białego, a owy biały powoli zamieniał się w przeżółkły. Gdzie niegdzie na farbie widać było tajemnicze zapiski, trudno je było odczytać, gdyż były w innym języku.
Domownik ruszył z miejsca, ściągnął buty ocierając nogę o nogę i poczłapał w stronę łazienki. Wziął długą i odprężającą kąpiel wśród płatków róż i piany. Złożył raport informujący o zachowaniu Eugeniony w dniu dzisiejszym. Przez wszystkie te czynności nie opuściły go myśli o nowo poznanej. Ułożył się na łóżku i chwilę później zasnął.


~~~
Wiecie jakie to niesamowite uczucie, gdy piszesz i nikt tego nie czyta bądź nawet nie pofatyguje się, by wyrazić swoją opinię na temat opowiadania? Suuuuuuper.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Odcinek 1

Pomysł na pisanie tego bloga przyszedł praktycznie z nikąd. Po prostu, pewnego słonecznego dnia wpadł nam do głowy ten jakże irracjonalny i szalony pomysł. Myślę, że pisanie pokomplikuje nam trochę życie, ale chcemy i będziemy to robić. Być może notki będą pojawiać się bardzo rzadko, ze względu na nasze obowiązki. Dlatego już teraz proszę się oswoić z myślą o naprawdę dłuuugim czekaniu na wpisy. Jednakże postaramy się sumiennie wykonywać ową pracę. Mamy nadzieję, że opowiadanie się Wam spodoba, drodzy czytelnicy (jeśli w ogóle ktoś to czyta?). Przyznajemy, iż jest ono z leksza zwariowane i wprost pełno w nim homoseksualizmu, zakręconych akcji i dość pikantnych opisów.  W każdym razie – znajdzie się tu wszystko po trochu. Jeśli Ci się coś nie podoba to u góry jest taki czerwony krzyżyk, możesz go nacisnąć. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych notkach, proszę zostawić swoje gg lub ostatecznie e-mail, w komentarzu przy NAJNOWSZYM wpisie.
Na komentarze odpisujemy zazwyczaj nad nowym wpisem. Zapraszamy do czytania.
~~~

 Znużony pracą stróżowania nad zmierzłą, dziwną, uzależnioną od seksu bez kondomów babką, wracał do domu nieoświetloną drogą wśród lasu. Siedział nieco zestresowany w aucie wsłuchując się w rytmiczne uderzenia perkusji oraz śpiew wokalisty zespołu Rammstein. Szukał sposobu na odreagowanie od monotonii, ale nawet jego ukochana piosenka wcale mu w tym nie pomagała. Miał dość ciągłego martwienia się o starą zołzę i ciągle zastanawiał się dlaczego do cholery zgodził się być jej aniołem stróżem? - Ale się wpakowałem – myślał. Najgorsze było to, że kobieta miała już 97 lat i nadal nic nie wskazywało na to, by w najbliższym czasie miała się pożegnać z tym światem.
Z rozmyślań wyrwał go krzyk prawdopodobnie jakiejś dziewczyny. Natychmiast zatrzymał auto, przekręcił kluczyk w stacyjce i wysiadł z wozu, zamykając go. Ponownie usłyszał krzyki, które wydawał ktoś, kto musiał być nieopodal. Pobiegł w stronę tajemniczych dźwięków i po chwili zniknął w zieleni lasu. Po paru chwilach szybkiego truchciku zauważył masywnego mężczyznę o kruczo-czarnych włosach, który silnie obejmował dość szczupłą kobietę, która na głowie miała mnóstwo drobnych warkoczyków. - Hm, bardzo ładna jest ta cnotka – powiedział w myślach lecz zaraz się za to skarcił. - Jak ja mogę w takiej chwili zwracać uwagę na jej wygląd? – zapytał cicho sam siebie marszcząc nos. Przystanął na chwilę i zaczął przyglądać się owej sytuacji.  Szarpali się, a raczej on szarpał ją, ale w taki jakiś inny sposób, bardziej intymnie, nie aż tak brutalnie. Zdzierał z niej ubrania (jeśli można tak nazwać kusą miniówkę, ledwo zakrywającą tyłek oraz prześwitującą bluzkę w siateczkę na ramiączkach). Cóż, to chyba oczywiste do czego się przymierzał. Uriel (bo tak było na imię chłopakowi), wyrwał się z chwilowego transu i momentalnie zareagował. Skoczył do faceta i natychmiast go odepchnął, krzycząc:
- Co ty sobie wyobrażasz? Wielkie nieba! Czy ty, marny człeku, zdajesz sobie sprawę z tego coś prawie uczynił?! Zdajesz sobie sprawę z tego, że owy czyn to grzech śmiertelny?! Zdajesz?! Ja cię nie będę ratował z opresji, gdy przyjdzie ci stanąć przed Sądem Niebieskim. O nie!
- Eee.. Dobra, dobra, pajacu. Możesz nam łaskawie wyjaśnić o ty odwalasz? – odezwała się dziewczyna. Wyrywając się z uścisku chłopaka i kładąc sobie zmysłowo rękę na biodro, wypychając je do przodu.
- I ty się jeszcze pytasz co ja odwalam? Co ja odwalam?! Może wypadałoby zapytać tego o to pana, co on odwala. Bardzo prawdopodobne, iż nie jesteś tego świadoma więc może ci wyjaśnię. Właśnie próbował cię zgwałcić!
- Co ty nie powiesz? Znawca gwałtów się znalazł. – zaśmiała się ironicznie dziewczyna odrzucając ostentacyjnie kuc warkoczyków do tyłu.
- Cóż za niewdzięczność! Och, Panie. Za jakie grzechy ja muszę pracować z takimi osobnikami? Zawału można dostać. Ratuję dziewoję, a ta tak mi się odpłaca. – zawołał Uriel z głową skierowaną w stronę nieba. Po chwili odezwał się znowu. – A tak w ogóle to nie przypominam sobie abyśmy przeszli na "Ty".
- To ja ci przypomnę, walnięty idioto! – krzyknęła, uderzając go torebką. – A teraz mógłbyś nas zostawić? Jesteś tu tak samo mile widziany jak dziwka w klasztorze! Przeszkadzasz.
- Przeszkadzam? A tak na marginesie to moja ciotka nieźle zarobiła w klasztorze, powinnaś się od niej uczyć.
- Przecież my tylko chcemy przeżyć upojne chwile w lesie! - zawyła desperacko.
- To czemu się przy tym drzesz w wniebogłosy?
- Wiesz, jego to motywuje i wtedy jest lepszy. - wskazała na jej towarzysza. - On płaci, on stawia zasady jak mam się zachowywać, choć niezależnie ile by mi nie zapłacił to i tak warkoczyków nie zetnę.
- No nie mogę! Seks za pieniądze! Czy ty wiesz czego się dopuszczasz, czcigodna niewiasto? To jest grzech. Nie możesz sprzedawać swojego ciała byle komu.
- Oj, weź się już zamknij. Wiesz jak trudno w tych czasach znaleźć dobrze płatną pracę? – pierwszy raz odezwał się zirytowany mężczyzna.
- Doprawdy? A więc bawcie się dobrze, kochani. Lecz pamiętajcie – nie ujdzie wam to na sucho. Stosunek płciowy przed ślubem jest zabroniony!
Odszedł z nadzwyczaj wysoko podniesioną głową, a „parę” zatkało. Wracał tą samą drogą do samochodu, tym razem się nie śpiesząc. Zajęło mu to dobre parę minut, gdyż po drodze jeszcze zdążył się wysikać i zebrać parę grzybów. Gdy wsiadł do auta to od razu spojrzał na godzinę widniejącą na małym podświetlanym paseczku.
- 21.56! Ech, i znowu cały dzień spędzony na ochronie starszej. Teraz jeszcze musiałem spotkać tych idiotów, którzy nie mają gdzie się pieprzyć.. Znowu się nie wyśpię! Znając życie, ona znowu wstanie razem z wschodem słońca. – skarżył się Uriel, gdy nagle ktoś położył rękę na bocznej, przedniej szybie. Wyrwany z zamyślenia anioł, przestraszył się, lekko podskakując. Wytężył wzrok i dokładniej przyjrzał się postaci stojącej na zewnątrz. Znał ją. To była ta dziewczyna, którą poznał zaledwie paręnaście minut temu. Delikatnie uchylił szybę i zapytał się:
- O co znowu chodzi? Facet okazał się niewystarczająco dobry? Cóż, jeśli myślisz, że ja się skuszę na twoje usługi to się grubo mylisz.
- Och, ależ to ja jestem zawiedziona. – powiedziała z ironią anielica. – A teraz tak na poważnie. Mógłbyś mnie podwieźć?
- A co to? Własnego autka się nie ma? Myślałem, że z tego co robisz są niezłe dochody.
- Skończ już. Zaczyna mnie wkurzać ten twój sarkastyczny charakter. To podwieziesz czy nie?
Nie odpowiedział jej, ale przewrócił oczami wskazując, iż może wsiadać. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i zajęła miejsce z przodu, tuż obok Uriela, spinając niesforne warkoczyki w kok. Przez chwilę jechali w ciszy. Nie trwało to zbyt długo, gdyż nieśmiertelny po jakimś czasie nastawił swoją z ulubionych piosenek, Cannibal Corpse – A cauldron of hate. W tym momencie auto wypełniała głośna muzyka z gatunku metal. Wprost ubóstwiał ten rodzaj muzyki, odprężał go, choć dla innych było to beznadziejne wrzeszczenie do mikrofonu. Nazywali ją „szatańską” choć wcale taka nie była, przynajmniej dla niego. Cóż, może to dziwne, że anioł - istota zesłana z niebios, by głosić słowo boże gustuje w takiej muzyce. Trzeba korzystać z życia, póki się je jeszcze ma. Nagle dziewczyna wrzasnęła cieniutkim głosikiem:
- Jeeeeejku! Ty znasz tę piosenkę? O matko, przecież ona jest cudowna.
- Pewnie, że ją znam. Jak mógłbym jej nie znać, skoro właśnie ją nastawiłem? Jest jedną z moich ulubionych. W ogóle ten zespół jest boski. Tworzą fantastyczną muzykę.
- Wreszcie się w czymś zgadzamy. A ich wokalista, Corpsegrinder, wymiata i dodatkowo ma świetny głos!
- Mhm, masz rację. A tak w ogóle to nie wiem jak się nazywasz. Może mi się przedstawisz?
- Och, no tak. Przepraszam. Nazywam się Amitiela. A ciebie jak zwą? - speszyła się.
- Wybaczam ci. No wiesz, nie wiem czy mogę zdradzić ci moje imię. W końcu się nie znamy, a reguła mówi, żeby nie zdradzać swoich danych personalnych obcym. - delikatnie wykrzywił usta w półksiężyc, w oczach błysnęły mu ogniki przewagi.
- Od każdej reguły są wyjątki, wiesz? A poza tym, ja już nie jestem dla ciebie taka obca. Z resztą, ja ci się przedstawiłam i niczego się nie obawiam.
- Uriel. – powiedział z przekąsem i podał jej rękę. Am wyciągnęła nawilżaną chusteczkę i przetarła jego rękę, po czym delikatnie potrząsnęła.
- Ty lepiej trzymaj kierownicę! Ja się nigdzie nie wybieram, bynajmniej nie w tym czasie. Jestem za młoda. zaśmiała się nerwowo. Jego dotyk, taki delikatny, ciepły, wywołujący dreszcze. Zaczynam go coraz bardziej lubić – pomyślała. – A tak w ogóle, bardzo ładne imię. Takie egzotyczne, takie niesamowite, takie... smaczne.
- Dobra, już dobra. Nie myśl tyle, bo to się źle skończy. Jeszcze ci się mózg przegrzeje, bo założę się, że nie jest przyzwyczajony do takowej pracy.
- Ha ha, bardzo śmieszne. To, że pracuję jako prostytutka – tak, nie boję się wypowiedzieć tego słowa na głos - nie znaczy, że jestem nieinteligentna. Po prostu czekam aż pokaże się lepsza opcja, skończyłam studia medyczne.
- Och, no tak. Ta praca jest bardzo wciągająca. – powiedział sarkastycznie chłopak.
- Aleś ty złośliwy! Skończ. - wykrzywiła usta w brzydki grymas.
- Jak sobie życzysz. Tylko miło by było gdybyś mi jeszcze powiedziała gdzie mam cię podwieźć, bo dalej nie mam zielonego pojęcia.
- Willson Street, koło tego nowego centrum handlowego. Orientujesz się?
- Tak.
Od tej pory oboje milczeli wsłuchując się w kolejne piosenki nagrane na płycie CD. Po około dziesięciu minutach byli na miejscu. Dziewczyna wysiadła z auta i zostawiła lekko uchylone drzwi, mówiąc:
- W ogóle nie powinnam ci dziękować, za to co powiedziałeś. Ale kultura osobista tego wymaga więc powiem po prostu, dziękuję.
- Nie wiedziałem, że posiadasz jakąkolwiek wiedzę na temat kultury osobistej. – uśmiechnął się zadziornie, puszczając jej oczko. – Okej, już nic nie mówię. – powiedział, gdy zobaczył minę Amitieli.
- Masz szczęście, bo nie ręczę za siebie.
- Jestem kuloodporny więc sądzę, że nic mi nie grozi. – zaśmiał się.
- Czyżby? A jesteś torebkoodporny? – powiedziała i już uderzyła go torebką w głowę.
- Auć. – wydusił, masując sobie głowę opuszkami palców.
- Masz za swoje. Dobra, ja już idę. Muszę być wypoczęta, a trzy godziny snu mi tego nie zapewnią. To na razie. – rzuciła, podając mu różową karteczkę, gdzie było coś napisane. Zatrzasnęła drzwi i odeszła.
- Mhm, cześć. – powiedział bardziej do siebie, gdyż dziewczyna była już daleko i z pewnością nie usłyszała. Otworzył zgiętą kartkę i zobaczył wypisane cyfry. Tak! Miał jej numer telefonu! Yeah! Ups.. ta radość spowodowała mniej przyjemny skutek. - Przecież niedawno się wypróżniłem! - rzucił w przestrzeń samochodu. Długo jeszcze stał na parkingu jakby zahipnotyzowany, nieobecny. Myślał o niej. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że dziewczyna jest miła. Bardzo miła i bardzo ładna. Co chwila wracał myślami do momentu, gdy pierwszy raz ją zobaczył. Analizował w głowie każde jej słowo, od nowa.
- Dość. – powiedział sam do siebie. – Nie możesz cały czas o niej myśleć, przecież w ogóle jej nie znasz. Nie wiesz jaka jest naprawdę. Uspokój się, Uriel, uspokój  – powtarzał. – Masz ważniejsze sprawy na głowie. Musisz położyć się spać, bo jutro rano znowu czeka cię stróżowanie nad starszą kobietą. Koniec myślenia o Amitieli, koniec. – wmawiał sobie. - Wybaczam sobie.
Wyrzucił dziewczynę na chwilę z myśli i włączył silnik auta, po czym ruszył i zniknął za zakrętem.

~~~

Mamy nadzieję, że nikt się nie zanudził na śmierć. Niebawem zapraszamy na nowy wpis.

Prezentacja postaci

Niżej umieściłyśmy postacie, które zamierzamy umieścić w opowiadaniu. Nie wykluczone, że niektóre z nich po jakimś czasie, pożegnają się z tym światem. Możliwe również, że pojawią się zupełnie nowe.


Rabe – nieśmiertelny anioł płci żeńskiej. W rzeczywistości ma 222 lata lecz wygląda na 20. Jest homoseksualistką. Wysoka blondynka o niebieskich oczach. Jest współwłaścicielką firmy produkującej podpaski i pamperso-majtki. Zwariowana, pełna życia, tryska entuzjazmem i optymizmem. Obecnie jest singielką, ale prowadzi przelotne romanse. Niedawno poznała śmiertelną kobietę – Oxalę, która wpadła jej w oko. Zakochany jest w niej na zabój anioł, Baron Samedi.
Oxala – śmiertelna kobieta, 20 lat, nie odkryła swojej orientacji seksualnej, nimfomanka. Dość wysoka szatynka o długich, sięgających do pasa włosach, zielonooka. Nie lubi angażować się w stałe związki, boi się zobowiązań, nie wierzy w miłość. Interesuje ją tylko seks z przypadku. W wolnym czasie pomaga w opiece nad pensjonariuszami Domu Starców im. Romana Mądro. Interesuje się nią jej własny brat (!) – Arael.


Baron Samedi – nieśmiertelny anioł, heteroseksualny z lekkim naciskiem w stronę homoseksualizmu. Dość wysoki, szatyn o onyksowych oczach. Raczej pesymista, sarkastyczny, lubi kpić z ludzi. Choć czasami budzi się w nim wrażliwe dziecko, które nie potrafi powstrzymać płaczu. Zakochany po uszy w Rabe, a że ona jest homoseksualna to się nim nie interesuje. Z rozpaczy nawiązuje romans ze starszą kobietą, która ma 97 lat. Obecnie jest bezrobotnym aniołem. Szuka swojego powołania w świecie podróżując ze swoją prawie stuletnią kochanką.


Starsza kobieta (Eugeniona) – ma 97 lat, usilnie próbuje wynaleźć wehikuł czasu, by przenieść się do swojej wczesnej młodości. Ma dość specyficzny styl ubierania, otóż uwielbia nosić średniowieczne suknie. Pomimo swojego wieku, nadal miesiączkuje. Jest uzależniona od stosunków płciowych. Ma romans z nieśmiertelnym aniołem – Baronem Samedi, który daje jej wiele szczęścia i spełnienia. Uczęszcza do Domu Starców im. Romana Mądro. Popiera budduzm. Przeciwniczka kondomów. Siwa, chuda, mała, chodzi o lasce. Dostała od Barona w prezencie słynną złotą szczękę.


Timoti – brak Rabe. Ma 191 lat. Specjalizuje się w produkowaniu kremów na rozstępy, jego przepis jest niezawodny. Podoba mu się Amitiela, luksusowa prostytutka, u której jest stałym klientem. Mały, drobny, ale słodki. Ma długie, czarne, proste włosy i ciemne oczy z czerwonymi tęczówkami. Jest upadłym aniołem, sługą diabła, a w wolnym czasie dorabia sobie jako łowca dusz.


Pseudo „Nienormalna” -  jest śmiertelniczką, ma 17 lat, nie odkryła swojej orientacji choć prawdopodobnie jest biseksualna. Posiada turbowacka lub turbopizdę, dla zmiany. Studiuje nieśmiertelność. Kurator pomaga jej wyjść na prostą. Próbowała popełnić samobójstwo z powodu swojej tuszy, ale że jest gruboskórna – niestety jej się nie udało. Jest ciemną blondynką o lekko falowanych włosach, ich końce są fioletowe. Wysoka i pulchna. Ma obsesję na punkcie Ubel, dziewczyny, którą poznała w Internecie. Często przechodzi na dietę.


Amitiela – upadły anioł gatunku kobiecego. Jest średniego wzrostu, niezbyt chuda. Ma pełno różnokolorowych warkoczyków oraz srebrne oczęta (często zakłada soczewki kontaktowe). Jej życiowym wybrankiem jest Uriel. W wolnych chwilach zajmuje się prostytucją w ulubionej, luksusowej restauracji.


Uriel – anioł stróż Eugeniony. Wraz z Amitielą tworzą idealną parę. Jest uzależniony od słów „wybaczam ci” oraz tabletek antykoncepcyjnych (kobiecych) Depo Provera. Jego ciało pokryte jest „symbolami”.  Celowo nie zdradza (lub nie pamięta, kto wie?) swojego wieku. Brunet o krótkich, lokowanych włosach, wysoki.

Arael – brat Oxali, w której potajemnie się kocha. Ma 56 lat, jest śmiertelnikiem. Zagorzały informatyk, współtwórca gry 3D „Jak zastrzelić kaczkę”. Uwielbia romantyczne filmy takie jak „Zmierzch”. Jest zawziętym kolekcjonerem woskowych figurek swojej siostry w różnych pozach i Roberta Pattisona. Wąsaty okularnik. Posiada piegi i rude włosy, które zaczynają mu wypadać. Mały i nazbyt gruby.
Schüssel – jest przybyszem z innej planety z gatunku ufoporno. Przyjęła ludzką postać w obrządku prawosławnym. Jest zagorzałą fanatyczką kultury japońskiej. Jest gejszą, jej dziewictwo zostało sprzedane w wieku 14 lat, które przez całą swoją egzystencję próbuje odzyskać. Ma czarne, długie włosy. Nosi makijaż, którego nigdy nie zmywa. Ma bzika na punkcie orchidei. Jest wysoka o ciemnym kolorze oczu.
Guédé – duch płodności, którego hobby jest nawiedzanie ludzi podczas stosunku. Nie ma ludzkiej postaci, choć czasami przejmuje ciała zwierząt. Nikt go nigdy nie widział i jest głównym tematem rozmów prowadzonych przez prezydenta.
Übel – śmiertelna dziewczyna, która jest aseksualna. Nic ją nie kręci, nic ją nie podnieca. Ma 17 lat. Lubi staniki w koronkę. Ma powiązania z „Nienormalną”. Jest w niej zakochany sam diabeł. Interesuje się ginekologią oraz posiada skłonności do nadmiernego opalania się. Jest szatynką o nieokreślonym kolorze oczu. Wysoka, ładna.


Tak dla wglądu, bo czasem się można pogubić. I jak? Zapowiada się ciekawie?