sobota, 17 grudnia 2011

Odcinek 4

Oxala właśnie zakładała na swoje szczupłe nogi jej ukochane, czarne szpilki zdobione różnokolorowymi cekinami. Szykowała się do wyjścia. Wybiła godzina dziewiąta, czyli już była spóźniona. Pracowała ona w Domu Starców jako opiekunka. Lubiła ową pracę ze względu na zacisze miejsca, dostatek leków i swoje dobre kontakty z podopiecznymi. Nie chciała przyjmować za to wynagrodzenia, gdyż miała wystarczająco dużo dochodów i funduszy. Z resztą, i tak już nie miała co robić z forsą. Ostatnio nawet postanowiła, iż będzie się podcierała setkami w papierku, no bo przecież wszystko trzeba robić w dobrym stylu. Uporała się w końcu z małym, cienkim paseczkiem okalającym buty, zarzuciła na siebie przewiewny sweter i wyszła, zapominając o spodniach. Jakoś niespecjalnie przejmowała się czasem, bo szła sobie wolniutko asfaltowym chodnikiem. Była zamyślona. W głowie kłębiło jej się pełno niepoukładanych myśli, problemów. Ale zdecydowanie największym z nich była ciągle rosnąca kopa brudnych majtek, na którą nie umiała znaleźć dobrego sposobu. Nie posiadała bowiem pralki. Miała dylemat – oddać je do pralni i poświęcić swoje nogi czy wyprać ręcznie i z kolei poświęcić swoje paznokcie na definitywny rozłam? Była również trzecia opcja, ale jej nie brała w ogóle pod uwagę. Mogła je po prostu wyrzucić, ale że jest bardzo sentymentalna to tego z pewnością nie zrobi, gdyż każda para symbolizowała jedną jej dotychczasową partnerkę bądź partnera. Zmieniała ich ona jak majtki – codziennie miała kogoś innego. Dlatego z każdą sztuką wiązały się inne doznania, wspomnienia. Chyba nie było dnia, żeby Oxala nie odbyła stosunku płciowego z kobietą lub mężczyzną. Atakowała ją również myśl na temat dzisiejszego wieczoru albowiem nie miała żadnych, ale to żadnych planów, co było niesłychane. Musiała jak najszybciej zadzwonić do brata i poprosić go o załatwienie kogoś odpowiedniego, gdyż miał on duże znajomości. Jednakże jeśli by ją zawiódł – miała plan B. W Domu Starców znajdowała się pewna, tajemnicza pensjonariuszka w dość podeszłym wieku, choć na swój wiek była całkiem, całkiem. Zawsze to właśnie ją można zaprosić na mały numerek. Choć jej skóra nie pachniała wspaniale, a między zębami widniały jeszcze ślady wczorajszej kolacji.
Wtargnęła do budynku i natychmiast naciągnęła na siebie specyficzny fartuch, który wcale nie wyglądał jak fartuch. W rzeczywistości była to kusa a’la sukienka z wywalonym dekoltem po cyc. Jednakże właścicielka owego miejsca, uznała, że w końcu starszym osobom też należy się jakaś rozrywka. Udała się po wszystkich pokojach i porozdzielała seniorom mieszanki leków, które sama sporządziła. Wielbiła eksperymenty, ale nie obawiała się o zdrowie pacjentów. Wiedziała, że żadne z podanych leków nie mogą doprowadzić do większego uszkodzenia czy śmierci. Czasem wręcz pomagały i zwiększały aktywność fizyczną i seksualną. Nadeszła kolej na jej ukochaną pacjentkę, Eugenionę. Świetnie się rozumiały, mogły pogadać na każdy temat, na przykład – jak sadzić kukurydzę bądź wkładać tampony. Szczególnie dbała o kobietę i od razu po wejściu do pokoju, na twarzach obu kobiet pojawił się uśmiech.
- Witam moją ukochaną pielęgniarkę.
- Nie schlebiaj mi, dobrze wiesz, że jeszcze nie zdałam kursu. –uśmiechała się odsłaniając białe uzębienie.
- Mów słoneczko, jak ci się powodzi?
- Nic specjalnego. Napotkałam na wspaniały salon kosmetyczny, w którym wykonują idealnie depilację.
- Ja się cieszę, że wreszcie kotku zaczęłaś dbać o siebie. - na twarzy staruszki pojawił się szalony uśmiech - mogę zobaczyć?
- Nie ma sprawy – z niewinną minką podciągnęła kuse nakrycie górnej części ubrania.
- Jesteś aż tak gorąca, że mogłabyś mieć u stóp każdego faceta.
- Dobrze wiesz, że prawdopodobnie jestem biseksualna z naciskiem na homo. - wstała naburmuszona i wyszła.
Po obiedzie składającym się z dużego kawałka pizzy i kilku frytek Oxala postanowiła rozruszać staruszków, włączyła melodyjną muzykę, najprawdopodobniej salsę i porwała na jej oko, nieco za młodego jak na dom starców mężczyznę, ale szybko przypomniała sobie podsłuchaną rozmowę właścicielki. ''Każdy facet przed 50 jest tu dla mojej rozkoszy''. Acha, a więc właścicielka miała jakieś swoje podteksty i korzyści w tym wszystkim.
- Ja w pani wieku to śmigałem po parkiecie, aż iskry leciały. Powinna pani poćwiczyć. – powiedział mężczyzna.
No pięknie, dziś chyba jest jej najgorszy dzień w życiu. Z twarzy biedactwa nie znikał grymas złości.
- Jest pan bardzo niekulturalny. Ja w pana wieku nie baraszkowałabym z dyrektorką tylko zajmowała miejsce dla potrzebujących ludzi. – dumna z siebie Oxala wyrwała się z objęć niemiłego osobnika i zmieniła partnera na jeżdżącego na wózku inwalidzkim. Pensjonariuszom z pewnością wyszła na zdrowie taka rozrywka, choć dwójka z nich wylądowała w szpitalu. Ale, ale – z pewnością nie z powodu tańców lecz miało to zupełnie inne dno (domyślacie się jakie?). Ostry stosunek już tym ludziom nie służy, chyba że chodzi o Eugenionę, kobietę pełną testosteronu i seksapilu.
Wychodząc z pracy zadzwoniła do brata.
- Słonko, jesteś mi dziś bardzo potrzebny.
- Oxalo, moja najdroższa, zawsze i wszędzie na twoje wezwanie. W czym ci jestem potrzebny? Brakuje ci mężczyzn i ciepła jakie daję?
- Na razie nie braciszku, choć w sumie salsa nazywana jest.. – zarumieniła się, myślała o.. może lepiej nie mówić, żeby nie zniszczyć jej reputacji jako L-ki.
- Oj, nie wstydź się mówić o tańcu namiętności. – dopowiedział Arael.
- Dobrze, krupciu. To do zobaczenia u mnie z wygodnymi butami.
Udała się do supermarketu, zakupiła osiem butelek czerwonego, taniego wina wiśniowego. Do koszyka wrzuciła kilka torebek ekspresowych zupek (z pewnością dietetyczne). Udawszy się do domu wyrzuciła cztery worki bielizny, gdyż postanowiła jednak pozbyć się zbędnych majtek i żeby nie robić sobie kłopotu na przyszłość – w ogóle ich nie nosić. Zalała zupki i położyła je na przystrojonym stole, wszystkie meble zgarnęła w prawy kąt pomieszczenia robiąc miejsce na prowizoryczny parkiet. Umyła się i stanęła naga przed lustrem.
- Piękna twarz, proporcjonalne ciało, zadbane włosy i jestem sama. Po co ja jeszcze zażywałam  tabletki antykoncepcyjne, no po co?
Ubrała się w czerwoną sukienkę w ogromnym wcięciem na plecach, czerwone szpilki, już miała naciągnąć majtki, ale w końcu wyrzuciła je przez okno. Spadające stringi zaplątały się w kota, który spał na workach z bielizną. Czekała dwie godziny, aż w końcu usłyszała klucz w zamku. W drzwiach ukazał się Arael.
- Witaj najwspanialsza – uścisnął siostrę i podał jej mlecza, zerwanego po drodze. Zrzucił płaszcz, pod którym znajdował się strój pszczółki.
- Gustowne ubranko. – odezwała się kobieta.
- Chciałem zademonstrować jak potrafię nieźle użądlić.
Użądlić? Co on mówi? Z pewnością się stresuje biedaczysko, powinnam go rozruszać. – pomyślała Oxala.
- Tak więc zabieramy się do ćwiczeń, skowronku. – chwycił ją za talię i odepchnął do tyłu.
- Uwielbiam jak przechodzisz do konkretów, braciszku.
Uśmiechnął się szyderczo i rozluźnił uścisk. Jego ręka spoczęła na jej krągłym pośladku. Wprost uwielbiał czuć pod sobą jej skórę. Kochał ją jak jasna cholera. Zatoczył koło i wymierzył jej klapsa.
- Ej, maczo. Czy czasem nie na zbyt dużo sobie pozwalasz? – wywinęła się z jego uścisku. Z wielką gracją włączyła muzykę i podała bratu kieliszek wina.
- Widzę Oxalo, iż przygotowałaś się na moje przyjście – zmierzył wzrokiem przygotowany posiłek na udekorowanym stole.
- Powinnam coś ugotować, ale wiesz jak to ze mną jest.
- Dobrze, to tyle z formalnych spraw, zaczynamy salsę, prawdziwy taniec namiętności.
Zabrali się do tańca, który wcale nie wyglądał jak taniec. Cóż, początki zawsze są trudne. Partnerzy ciągle potykali się o swoje nogi więc jak na razie wyglądało to na potańcówkę łamag. Arael cały czas szukał wymówki, by się zbliżyć do siostry. Jego miłość do niej była chora, lecz on nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie był w stanie sobie tego uświadomić. Bynajmniej dlatego, że nie był w pełni zdrowy umysłowo. Oxala również nie brała na poważnie jego „zalotów” i zachowania. Myślała, że to zwykły przejaw czułości brata. Jednakże jej tok myślenia zmienił się, gdy Arael pocałował ją, co nastąpiło w tejże chwili. Gwałtownie ją do siebie przyciągnął, sięgnął swoimi ustami jej ust, skorzystał z zaskoczenia dziewczyny i maksymalnie wykorzystał sytuację. W jej odczuciu jego usta wydały się gorzkie, szorstkie, nasączone czymś niesmacznym. Szybko otrzeźwiała i wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Zostawiła go na środku pokoju. Normalnie zastanawiałaby się czy jej majątek zostanie nienaruszony, lecz obecnie jej myśli krążyły wokół strasznego grzechu, jakiego się dopuściła. - Głupia, głupia. –  powtarzała kręcąc się po mieście, aż w końcu dotarła pod metalowe wrota. Jedynie one oddzielały ją od sanktuarium spokoju – kościoła. Brama była cała obrośnięta dzikimi różami. Nie myśląc wiele starała się wdrapać i przeskoczyć przeszkodę. Kilka prób nie wyszło, potargała swoją sukienkę, z dopasowanego materiału pozostały strzępki, które bardziej przypominały kostium Tarzana, niż wieczorową kreację. Po kilku następnych podejściach w końcu jej się udało. Wylądowała na zielonej, miękkiej trawce skropionej rosą. Leżała tak przez dłuższą chwilę, rozmyślała o Araelu, wspominała miłe chwile, ich wspólne wypady do kina na „Zmierzch”, remont jego pokoju, tapetę z Edwardem, wspaniałym i bardzo ekscytującym wydarzenie była także wizyta w salonie tatuażu. Zerknęła na swoje udo, było całe umazane ziemią i krwią, jednak pod tym brudem można było dostrzec japoński tatuaż oznaczający brak miłości. Myślała, aż w końcu jakaś siła zdecydowała, że wstała. Otrzepała się z ziemi i ruszyła w stronę budynku. Kościół ten został zbudowany z pewnością dawno temu, a ludzie niezmiernie rzadko odwiedzają to miejsce. Była tu już przed kilku laty na spóźnioną spowiedź. W pełni była przekonana, iż z powodu zaistniałej sytuacji z bratem teraz również byłaby właściwa. Pewnym krokiem weszła do środka, pomieszczenie było ciemne choć wokół ołtarza tańczyły wesoło płomyki kilkudziesięciu świec, wytężyła wzrok. W szóstej ławce od końca siedziała postać. Szczupła, choć siedziała można było ustalić, że dość wysoka, w czarnym stroju i z kapturem na głowie. Z początku lekko drgnęła ze stresu lecz po chwili wpatrywania się w zakapturzoną postać jej ciało ogarnął święty spokój, zapomniała o strasznym wydarzeniu dzisiejszego wieczoru. Postać wstała, zgrabnie zsunęła kaptur. Śliczna twarz, zgrabny nos, gęste rzęsy, jasne włosy spięte w niechlujny koński ogon. Oxala z trudem nakłoniła swoje biodra do ruchu. Schyliła się udając, że wiąże buta choć w rzeczywistości miała na sobie czarne szpilki. Uniosła do góry swoje intensywnie zielone oczy i ich spojrzenia się spotkały. Patrzyły, odkrywały swoje wnętrze. Piękna kobieta włożyła rękę do kieszeni na piersi i niby przez przypadek upuściła drobną karteczkę, która wiła się chwilę w powietrzu aby po chwili opaść na drewnianą posadzkę. Taktowna dama puściła oczko do Oxali, odwróciła się na pięcie po czym z gracją wymaszerowała z kaplicy. Chwile się zastanawiając i analizując sytuację, w końcu podeszła i podniosła świstek.
„Rabe Millori
Właściciel – firma produkująca podpaski, pamperso-majtki i penisochrony, Tamponik.
Tel: 782114209”
- Wizytówka. Ciekawe. Cóż, Rabe, Rabe, Rabe – bardzo ładne imię, jak sama właścicielka. Zaraz, zaraz. Wróć. O czym ja myślę? Czyżbym naprawdę interesowała się kobietą? Nie. Nie wiem. – zadręczała się.
Nie przyszła tu po to, żeby prowadzić wewnętrzne monologi. Otrząsnęła się. Udała się do konfesjonału i uklękła, mówiąc:
- Dzień dobry.. Bo ja przyszłam powiedzieć, te, no, grzechy. W sensie, że.. wyspowiadać się, tak?
- Nie „dzień dobry”, lecz „szczęść Boże”, moje dziecko. Słucham cię, zagubiona owieczko.
- Zgrzeszyłam.
- Tak, domyślam się. Jakim czynem, kochanie?
- Mm.. bo mój brat i ja.. – nie wiedziała jak to ubrać w słowa – my, my, to znaczy on.., och, pocałował mnie! – wykrztusiła przez łzy i chrypkę.
- Moje dziecko, skoro to on cię pocałował, a ty tego nie chciałaś, to już nie twoja wina. – przemilczała fakt, że może nie do końca nie chciała „tego”. – Bóg odpuszcza ci grzechy.
- Dziękuję, ale to nie wszystko.
Dziewczyna powiedziała to, co miała do powiedzenia. Wcześniej nikomu się do tego nie przyznawała, lecz teraz coś w niej pękło. Musiała powiedzieć to osobie, która ma w tym doświadczenie.
- Widujesz anioły, córko? – zdumiał się, gdy mu o tym wspomniała.
- Tak, ojcze.
- Anioły są nosicielami nowin. Czy coś ci przekazały?
- Wyjawiły dlaczego stoją za człowiekiem, a nie za nim.
- Tak?
- Bo łatwiej jest im kopać drania w tyłek niż ciągnąć za sobą całe życie.
- Fantazje, córko, fantazje.
- Powtarzam co usłyszałam.
Odeszła. Z początku ksiądz był zadowolony z czystości jej spowiedzi, lecz później wydał się lekko zszokowany. Cóż, bynajmniej nie codziennie słyszy się takie wiadomości.
Wyszła ze świątyni, maczając palce w wodzie i robiąc dziwaczny znak krzyża.
Zamknęła za sobą ogromne, drewniane drzwi, które były już spróchniałe z ulewnych deszczy, które w tych okolicach zdarzały się dość często.
Na jej twarz momentalnie padły intensywne promienie słoneczne, które w pierwszej poraziły przedstawicielkę płci żeńskiej. Miała zamiar udać się na odprężające zakupy do nowo wybudowanej galerii handlowej, znajdującej się tuż na rogu. Ruszyła ulicą wzdłuż rozciągającego się, idealnie ostrzyżonego trawnika. Już po chwili znalazła się przed wielkim, oszklonym budynkiem. Był obszerny z mnóstwem okien, lecz prawie nie było ich widać, wszędzie były porozwieszane reklamy, promujące dany sklep, mający swe miejsce w galerii. Weszła przez rozsuwane drzwi i ukazały się jej oczom miliony ludzi urzędujących w sklepach. Oxala nie lubiła tłumów, ale czego się nie robi żeby nabyć jakiś uroczy stanik czy krótką bluzkę?
***
Wróciła do domu po wyczerpujących zakupach, kompletnie zapominając o bracie i poznanej kobiecie. Czyż nie taki był cel zakupów? Zakupy są lekarstwem na wszystko. Rzuciła torby przy komodzie w przedpokoju, poczłapała do salonu i padła na kanapę. Nie zastanawiając się nad niczym, zrzuciła buty z nóg i przyjęła dogodną pozycję, natychmiast zasypiając. Śniła o niebieskich migdałach, czyt. „kościelnej kobiecie”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz